Słoneczna łąka
+2
Liliya
Savrael
6 posters
MoonCall :: Kraina :: Dolina Tęczy
Strona 1 z 1
Słoneczna łąka
Położona we wschodniej części doliny, odznacza się wyjątkowo urokliwymi zachodami słońca. Światło gasnącego dnia, odbija się w kroplach wieczornej rosy, mieniąc się różnobarwnym blaskiem.
Parzystokopytne zwierzęta leśne rzadko zapuszczają się na te tereny, ale zające buszujące wśród traw, są zachęcającym pożywieniem dla drapieżników.
Niewiele tu jest drzew i krzewów, jednak po całej łące roztacza się zapach bzu. Na jego gałązkach znajdują się trzy, niebieskofioletowe kwiatostany.
Parzystokopytne zwierzęta leśne rzadko zapuszczają się na te tereny, ale zające buszujące wśród traw, są zachęcającym pożywieniem dla drapieżników.
Niewiele tu jest drzew i krzewów, jednak po całej łące roztacza się zapach bzu. Na jego gałązkach znajdują się trzy, niebieskofioletowe kwiatostany.
Ostatnio zmieniony przez Savrael dnia Nie Maj 15, 2011 12:38 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Słoneczna łąka
Wbiegła na łąkę obsypana całą słoneczną radością jaką przynoszą ze sobą wiosenne promienie. W jej nozdrzach był słodki zapach kwiatów, a w sercu - pieśń. Wilczyca przeskoczyła jakiś pagórek i potoczyła się po zielonej murawie, zgniatając przy okazji cały rządek żółtego kwiecia.
Liliya- Wilk
- Liczba postów : 64
Jest z nami od : 21/04/2011
Wataha : Yanakhta
Zdrowie :
Siła : 23
Zręczność : 15
Re: Słoneczna łąka
Uniosła łeb znad zielonego morza i powęszyła w powietrzu. Jakiś nowy, interesujący zapach pociągnął za zmysły i wyobrażenia wilczycy by po chwili pociągnąć ją za sobą...
Liliya- Wilk
- Liczba postów : 64
Jest z nami od : 21/04/2011
Wataha : Yanakhta
Zdrowie :
Siła : 23
Zręczność : 15
Re: Słoneczna łąka
Wbiegł, machając energicznie ogonem. Rozejrzał się dookoła, mlaskając jęzorem. Mmm, jak tu słodziutko i kolorowo. Mestor, z nosem tuż przy ziemi zaczął węszyć. Trochę pachniało tu jakby ktoś wylał cały flakonik słodkich perfum - takich, że gdyby był człowiekiem i spotkał kobietę, którymi takimi się wypsikała, to raczej by się z nią nie umówił. Był to dla niego smród okropny. Już nawet gnijące zwłoki z niby-cmentarza były bardziej apetyczne, no proszę was. I wtem nagle, poczuł smród tak dziwny, że aż piękny. Wybijał się poza resztę, był dosyć intensywny i pachniał ziołami. Basior rozejrzał się dookoła z nadzieją, że być może znalazł rzadki gatunek rośliny zwanej "kwiatkonusem pachonistosem". OMÓJBOŻETOBYŁJEDNAKRUMIANEK. Szkoda. Capnął go więc szybko kłami, odgryzając dosyć pokrętną łodyżkę. Honk.
...
Kwiatek schował tymczasowo w futro, ażeby nikt niepowołany mu go nie ukradł. No, jak do tej pory nie znał nikogo na tyle głupiego, ażeby samowolnie go obmacywał. Wytruchtał z kwiecistej.. słonecznej łączki.
<zt>
1x rumianek pospolity zebrany.
...
Kwiatek schował tymczasowo w futro, ażeby nikt niepowołany mu go nie ukradł. No, jak do tej pory nie znał nikogo na tyle głupiego, ażeby samowolnie go obmacywał. Wytruchtał z kwiecistej.. słonecznej łączki.
<zt>
1x rumianek pospolity zebrany.
Mestor- Wilk
- Liczba postów : 387
Jest z nami od : 21/04/2011
Wataha : Kiheitai
Zdrowie :
Siła : 20
Zręczność : 23
Re: Słoneczna łąka
Powrócił do znanego już sobie miejsca. Ba, niezbyt dużo się od tego czasu zmieniło. Zapewne nikt go w między czasie nie odwiedzał.. Tak czy inaczej, nie po to tu przyszedł. Nie miał czasu na rozmyślanie nad tym, czy czasem ktoś nie spalił połowy łąki, nie zdeptał kępki trawy czy nie posadził czasem drzewa iglastego z bombkami. Zaczął biegać dookoła, zrywając to ciekawsze okazy - jednego świetlika łąkowego oraz dwa maki lekarskie, mniamam. Gdy stwierdził, że to wszystko, co może tu znaleźć - pobiegł dalej.
*zt*
1x świetlik łąkowy i 2x mak lekarski zebrane.
*zt*
1x świetlik łąkowy i 2x mak lekarski zebrane.
Mestor- Wilk
- Liczba postów : 387
Jest z nami od : 21/04/2011
Wataha : Kiheitai
Zdrowie :
Siła : 20
Zręczność : 23
Re: Słoneczna łąka
Jak postanowił, tak zrobił. Ruszył wreszcie swój czystokrwisty tyłek z gór, schodząc na niziny. Choć było tam dla niego zdecydowanie zbyt ciepło, wiedział, że jeśli będzie ciągle przesiadywał między skałami, nigdy nie znajdzie ziół, którymi będzie mógł się wyleczyć. Potrzebował ich, więc musiał sobie ich poszukać. A traf chciał, że w górach jakoś nic nie rosło.
Na chybił trafił wybrał więc kierunek i ruszył w miarę raźnym krokiem. Nie szedł długo, gdy trafił na łąkę. Pachniała wszystkim, co tylko możliwe. Kwiatami. Zwierzyną. Kwiatami. Wiatrem. Kwiatami. Wszystkim. Rahnai nigdy nie był miłośnikiem takich kombinacji, nadmiar woni dekoncentrował go, ale jeśli gdziekolwiek ma znaleźć coś przydatnego, to pewnie właśnie tu. Skoro tyle tu rośnie, to z pewnością znajdzie się choć jedno lecznicze zioło, czyż nie?
Ostatecznie zioła nie znalazł. Żadnego. Null.
No dobrze. Co teraz? Ziół nie zebrał, bo nie było. Skoro jednak już tu był, mógł trochę pozwiedzać, albo... Burczenie w brzuchu podsunęło mu lepszy pomysł. Jako, że rano zjadł tylko trochę interowej sarny – nie był bowiem zbyt głodny – teraz pusty żołądek dawał o sobie znać. To co, jakieś małe polowanko? Z tego, co zdążył zauważyć – i wywęszyć – było tu od groma zajęcy. Nic nie stało na przeszkodzie, by sobie jednego upolował.
Jak na zawołanie więc przysiadł na ugiętych łapach, mrużąc ślepia. Nie był jeszcze w pełnej formie, ale polowanie na szaraka nie było niczym trudnym. Powinien sobie poradzić i w takim stanie, w jakim był teraz.
Ukrywając się w trawie, ustawił się pod wiatr i czekał. Wiedział, że gdzieś tu są. Całe stada kicających, futerkowych obiadów. Wystarczyło wykazać się tylko odrobiną cierpliwości, by jednego dostrzec. Rahnai zaś cierpliwy był od zawsze. Siedział więc w tej trawie i węszył. Jego uszy kręciły się też jak radary, wyłapując najcichsze szelesty.
Przyszło mu trochę poczekać, ale ostatecznie – opłaciło się. Ujrzał zająca. Dość rosły, sądząc po zapachu – samiec. Umięśniony. Można by rzec – kulturysta. Dla Rahnaia oznaczało to przyzwoity obiad.
Uważając, by nie zaalarmować zwierzaka, pozwolił mu pohasać chwilę wśród traw, aż do momentu, gdy znalazł się idealnie naprzeciw niego. Wtedy spiął się w sobie i ignorując ból napiętych nagle mięśni, wyrwał do przodu jak koń wyścigowy. Oczywiście, szarak nie czekał biernie. W ułamku sekundy pognał na swych długich nogach do przodu, ruszając do szaleńczej ucieczki. Rahnai jednak nie pozostał mu dłużny. Wystarczyło, gdy w rosnącym podnieceniu jego organizm zaczął wyrzucać mu do krwiobiegu dawki adrenaliny. Dzięki temu mógł tymczasowo zignorować ból szarpanej przy gwałtownych ruchach skóry, naciągania strupów, które zamknęły mu rany, i oddać się pogoni.
Szarak był sprytny. Kicał to w lewo, to w prawo, w pełnym pędzie zmieniając kierunek. Rahnai mógł w tym przypadku zastosować taktykę zaganiania, ale tym razem wolał po prostu poganiać. Było to wprawdzie ryzykowne, no bo w gruncie rzeczy nie wykurował się do końca i mógł zmęczyć się szybciej, niż zając, no ale. Kto nie ryzykuje, ten nie ma, jak to mówią.
Gnał więc za długonogim obiadem, kuląc uszy i wystawiając ozór. Ostrawy zapach przerażonego zwierzaka nakręcał go – jak każdego drapieżnika. W pewnym momencie więc, choć w formie był nie takiej, jak trzeba, pędził za zającem dość sprawnie, widząc go już w postaci swego posiłku. Jak jednak łatwo się domyślić, nie był w stanie zmniejszyć dystansu między sobą a zającem. Szarak był zdrowy, a syn północy niekoniecznie. I gdyby nie szczęśliwy przypadek, basior musiałby się jak nic obejść smakiem.
Owym szczęśliwym przypadkiem był zaś lis. Wyskoczył ni z tego, ni z owego, najwyraźniej również mając chrapkę na futerkowy obiad. Nim jednak zdążył dosięgnąć go swymi rudymi łapami, zając uskoczył w tył, wpadając wprost w objęcia Rahnaia. Ten zaś nie zamierzał ryzykować, że zwierzak mu ucieknie. I tak był nieco zdyszany i zdecydowanie nie przygotowany do dalszej pogoni. Gdy więc zamknął już łapska na szarym futrze, bez wahania pochylił się i zacisnął kły na gardle długonogiego, kończąc jego kicający żywot.'
Pozostała jeszcze jednak kwestia lisa. Cwany rudzielec najwyraźniej liczył na to, że jakoś wykradnie Rahnaiowi zwierzaka. O tym jednak nie było mowy, bo syn północy, zmęczony pogonią, nagle zgłodniał i nie zamierzał odstępować swego posiłku. Wyszczerzył więc do rudego kły, warcząc głucho. Położywszy uszy po sobie, zagrodził lisowi dostęp do swej zwierzyny. Jego obiad. Jego mięso. Mniejszemu nic do tego.
Lis jednak wahał się. Również wyszczerzył kły, jednocześnie cofając się drobnymi krokami. Jakby nie patrzył, wilk nie w formie to nadal wilk. Rudzielec zaś nie wiedział, czy ma ochotę ryzykować starcie z większym drapieżnikiem.
Nie miał. W pewnej chwili szczeknął tylko poirytowany, po czym zawinął swą rudą kitę i odbiegł.
Rahnai uśmiechnął się nieznacznie. I to by było na tyle z łowów. Miał obiad. Miał zioła. Czas wracać w góry.
Pochyliwszy się, zacisnął zęby na ciałku sporego zająca, po czym podźwignął go z ziemi i niespiesznym krokiem oddalił się w kierunku gór.
nmgt
Na chybił trafił wybrał więc kierunek i ruszył w miarę raźnym krokiem. Nie szedł długo, gdy trafił na łąkę. Pachniała wszystkim, co tylko możliwe. Kwiatami. Zwierzyną. Kwiatami. Wiatrem. Kwiatami. Wszystkim. Rahnai nigdy nie był miłośnikiem takich kombinacji, nadmiar woni dekoncentrował go, ale jeśli gdziekolwiek ma znaleźć coś przydatnego, to pewnie właśnie tu. Skoro tyle tu rośnie, to z pewnością znajdzie się choć jedno lecznicze zioło, czyż nie?
Ostatecznie zioła nie znalazł. Żadnego. Null.
No dobrze. Co teraz? Ziół nie zebrał, bo nie było. Skoro jednak już tu był, mógł trochę pozwiedzać, albo... Burczenie w brzuchu podsunęło mu lepszy pomysł. Jako, że rano zjadł tylko trochę interowej sarny – nie był bowiem zbyt głodny – teraz pusty żołądek dawał o sobie znać. To co, jakieś małe polowanko? Z tego, co zdążył zauważyć – i wywęszyć – było tu od groma zajęcy. Nic nie stało na przeszkodzie, by sobie jednego upolował.
Jak na zawołanie więc przysiadł na ugiętych łapach, mrużąc ślepia. Nie był jeszcze w pełnej formie, ale polowanie na szaraka nie było niczym trudnym. Powinien sobie poradzić i w takim stanie, w jakim był teraz.
Ukrywając się w trawie, ustawił się pod wiatr i czekał. Wiedział, że gdzieś tu są. Całe stada kicających, futerkowych obiadów. Wystarczyło wykazać się tylko odrobiną cierpliwości, by jednego dostrzec. Rahnai zaś cierpliwy był od zawsze. Siedział więc w tej trawie i węszył. Jego uszy kręciły się też jak radary, wyłapując najcichsze szelesty.
Przyszło mu trochę poczekać, ale ostatecznie – opłaciło się. Ujrzał zająca. Dość rosły, sądząc po zapachu – samiec. Umięśniony. Można by rzec – kulturysta. Dla Rahnaia oznaczało to przyzwoity obiad.
Uważając, by nie zaalarmować zwierzaka, pozwolił mu pohasać chwilę wśród traw, aż do momentu, gdy znalazł się idealnie naprzeciw niego. Wtedy spiął się w sobie i ignorując ból napiętych nagle mięśni, wyrwał do przodu jak koń wyścigowy. Oczywiście, szarak nie czekał biernie. W ułamku sekundy pognał na swych długich nogach do przodu, ruszając do szaleńczej ucieczki. Rahnai jednak nie pozostał mu dłużny. Wystarczyło, gdy w rosnącym podnieceniu jego organizm zaczął wyrzucać mu do krwiobiegu dawki adrenaliny. Dzięki temu mógł tymczasowo zignorować ból szarpanej przy gwałtownych ruchach skóry, naciągania strupów, które zamknęły mu rany, i oddać się pogoni.
Szarak był sprytny. Kicał to w lewo, to w prawo, w pełnym pędzie zmieniając kierunek. Rahnai mógł w tym przypadku zastosować taktykę zaganiania, ale tym razem wolał po prostu poganiać. Było to wprawdzie ryzykowne, no bo w gruncie rzeczy nie wykurował się do końca i mógł zmęczyć się szybciej, niż zając, no ale. Kto nie ryzykuje, ten nie ma, jak to mówią.
Gnał więc za długonogim obiadem, kuląc uszy i wystawiając ozór. Ostrawy zapach przerażonego zwierzaka nakręcał go – jak każdego drapieżnika. W pewnym momencie więc, choć w formie był nie takiej, jak trzeba, pędził za zającem dość sprawnie, widząc go już w postaci swego posiłku. Jak jednak łatwo się domyślić, nie był w stanie zmniejszyć dystansu między sobą a zającem. Szarak był zdrowy, a syn północy niekoniecznie. I gdyby nie szczęśliwy przypadek, basior musiałby się jak nic obejść smakiem.
Owym szczęśliwym przypadkiem był zaś lis. Wyskoczył ni z tego, ni z owego, najwyraźniej również mając chrapkę na futerkowy obiad. Nim jednak zdążył dosięgnąć go swymi rudymi łapami, zając uskoczył w tył, wpadając wprost w objęcia Rahnaia. Ten zaś nie zamierzał ryzykować, że zwierzak mu ucieknie. I tak był nieco zdyszany i zdecydowanie nie przygotowany do dalszej pogoni. Gdy więc zamknął już łapska na szarym futrze, bez wahania pochylił się i zacisnął kły na gardle długonogiego, kończąc jego kicający żywot.'
Pozostała jeszcze jednak kwestia lisa. Cwany rudzielec najwyraźniej liczył na to, że jakoś wykradnie Rahnaiowi zwierzaka. O tym jednak nie było mowy, bo syn północy, zmęczony pogonią, nagle zgłodniał i nie zamierzał odstępować swego posiłku. Wyszczerzył więc do rudego kły, warcząc głucho. Położywszy uszy po sobie, zagrodził lisowi dostęp do swej zwierzyny. Jego obiad. Jego mięso. Mniejszemu nic do tego.
Lis jednak wahał się. Również wyszczerzył kły, jednocześnie cofając się drobnymi krokami. Jakby nie patrzył, wilk nie w formie to nadal wilk. Rudzielec zaś nie wiedział, czy ma ochotę ryzykować starcie z większym drapieżnikiem.
Nie miał. W pewnej chwili szczeknął tylko poirytowany, po czym zawinął swą rudą kitę i odbiegł.
Rahnai uśmiechnął się nieznacznie. I to by było na tyle z łowów. Miał obiad. Miał zioła. Czas wracać w góry.
Pochyliwszy się, zacisnął zęby na ciałku sporego zająca, po czym podźwignął go z ziemi i niespiesznym krokiem oddalił się w kierunku gór.
nmgt
Rahnai- Wilk
- Liczba postów : 150
Jest z nami od : 26/04/2011
Wataha : Yanakhta
Zdrowie :
Siła : 20
Zręczność : 16
Re: Słoneczna łąka
Babki! Nie był pewien, czy to się je, ale z tego co pamiętał Kahei coś mu o tym zielsku wspominał. Gdy więc spotkał je na swej drodze, zerwał wszystkie pięć i dołączył do reszty. Ładne kwiaty to nie były, a zbierał przecież bukiet dla ukochanej!
/zt
5x babka lancetowata zebrane.
/zt
5x babka lancetowata zebrane.
Re: Słoneczna łąka
Febo długo już podróżował. Wiedział, że musi w końcu znaleźć miejsce, w którym będzie mógł osiedlić się na dłużej. Nie chciał być jednak.. sam. Nie tylko dlatego, że czuł potrzebę towarzystwa. Chciał znaleźć obrońcę - kogoś, za kim może się spokojnie schować i wiedzieć, że ten ktoś go nie wyda. Prawie jak jego rodzina. Przechadzając się po łące, natrafił na jeden rumianek. Zerwał go z lekkim uśmiechem, po czym zaczął przedzierać się przez trawy dalej. Będąc tuż przy brzeżku łąki zauważył kolejny biały kwiat, który również sobie przywłaszczył. Nie szukając mimo wszystko więcej rumianków, poszedł dalej.
zt.
2x rumianek pospolity zebrane
zt.
2x rumianek pospolity zebrane
Febo- Lori Kukang
- Liczba postów : 20
Jest z nami od : 11/05/2011
Zdrowie :
Siła : 5
Zręczność : 15
MoonCall :: Kraina :: Dolina Tęczy
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach